środa, 30 stycznia 2013

"Włoskie dania makaronowe" Gino D'Acampo (recenzja książki)

Kupowanie i czytanie książek to jeden z moich nałogów. Ostatnio, co w dużej mierze wiąże się z założeniem tego bloga, zaczęłam również powiększać swoją kolekcję książek kucharskich.
Jeden z niedawnych nabytków to "Włoskie dania makaronowe" autorstwa Gina D'Acampo. Przedstawieniem tej właśnie książki rozpoczynam nowy cykl postów na blogu, oznaczony etykietą "książki kucharskie". Jak widać z poniższego zdjęcia, będzie takich postów niemało...

Tytuł mówi sam za siebie - "Włoskie dania makaronowe" to bardzo bogaty zbiór różnorodnych przepisów na klasykę włoskiej kuchni - pastę. Można tu znaleźć standardowe przepisy na carbonarę, pesto, spaghetti puttanesca oraz klasyczny sos pomidorowy, ale również pomysły na dania nietypowe - śmietanowy sos tatarski z korniszonami czy ciasto makaronowe z likierem amaretto!

Gdy po raz pierwszy przeglądam książkę z przepisami, kolorowymi karteczkami zaznaczam przepisy "do zrobienia w pierwszej kolejności". W tym przypadku mogłam czy też musiałam z tego zrezygnować... Otwarta na chybił-trafił na dowolnej stronie, książka zawiera przepis, który mam ochotę przygotować.
Na początku znajduje się ciekawy wstęp na temat makaronu - jego właściwości odżywczych oraz przydatnych porad odnośnie przygotowania. Na kolejnych stronach znajdziemy sto apetycznych przepisów  z których każdy poprzedzony jest krótkim wprowadzeniem. Gino D'Acampo przedstawia wtedy rodowód dania, opisuje anegdotę z nim związaną lub zdradza sekretne triki.
Wszystkie przepisy są bardzo przejrzyście opisane, a każdy krok dokładnie objaśniony. Dużą zaletą książki są piękne zdjęcia umieszczone na każdej stronie. Są to w większości fotografie gotowych potraw, ale również zdjęcia składników i miejsc - włoskich uliczek, straganów, targów. Przy niektórych przepisach można nawet znaleźć "fotorelację" z przygotowania dania krok po kroku.
"Włoskie dania makaronowe" to książka, która powinna znaleźć się w kolekcji każdego miłośnika Włoch i pasty. Punto!

Przepisy z tej książki, które wykorzytsałam:

wtorek, 29 stycznia 2013

Casarecce z pomidorkami i rukolą


Kolejne danie z cyklu "raz, dwa i gotowe". Jest świeże i łagodne w smaku, co przyjemnie kontrastuje ze śnieżną, zimową pogodą za oknem. Ciekawie wyglądałoby również, gdyby wykorzystać w nim żółte pomidorki koktajlowe (będę musiała przygotować i taką wersję).
Polecam zwłaszcza miłośnikom rukoli.

Składniki na dwie porcje
  • 180 g  krótkiego makaronu (użyłam casarecce, ale pasowałyby tutaj również farfalle lub penne)
  • 10 pomidorków koktajlowych
  • 2 garście świeżej rukoli
  • 1-2 ząbki czosnku
  • 2 łyżki oliwy z oliwek extra vergine
  • bazylia (użyłam mrożonej)
  • sól i pieprz do smaku
  • parmezan do posypania

Przygotowanie
Zagotować i posolić wodę w garnku. Makaron ugotować al dente - o minutę lub dwie krócej niż podano na opakowaniu. Zachować filiżankę wody z garnka.
Pomidorki pokroić wzdłuż na ćwiartki.
Czosnek pokroić w cienkie plasterki.
Rukolę umyć i osuszyć, a następnie niedbale porwać.
Na małej patelni rozgrzać na średnim ogniu oliwę.
Dodać czosnek i, ruszając patelnią, szklić go przez dwie minuty.
Zmniejszyć ogień, a następnie dodać pomidorki i posiekaną bazylię. Posolić i popieprzyć do smaku.
Dusić wszystko razem do czasu ugotowania makaronu, poruszając od czasu do czasu patelnią.
Odcedzony makaron przełożyć z powrotem do garnka postawionego na minimalnym ogniu.
Dodać pomidory z czosnkiem i oliwą oraz dwie łyżki wody z gotowania makaronu, a następnie rukolę (odrobinę zostawić do dekoracji). Wszystko wymieszać - dokładnie, ale delikatnie. Rukola, w kontakcie z gorącym makaronem i ściankami garnka, nieznacznie zwiędnie i uwolni smak, a przy tym pozostanie ładnie zielona i "liściasta". Mieszać należy delikatnie, żeby nie zepsuć pomidorków.
Przełożyć na talerze. Na wierzchu ułożyć zachowaną rukolę, a następnie całość posypać parmezanem i świeżo zmielonym pieprzem.

Smacznego!




niedziela, 27 stycznia 2013

Saltimbocca alla romana


Przez ostatni tydzień chodziła za mną chęć na zrobienie saltimbocca alla romana. Zainteresowana tematem, przejrzałam wiele stron kulinarnych dotyczących tradycyjnej włoskiej kuchni, wczytałam się w parę przepisów (włoskich!, oczywiście z pomocą internetowego tłumacza), obejrzałam nawet kilka filmików. Ten mały research mogę podsumować w trzech punktach:
1) Saltimbocca oznacza "samo wskakuje do ust" (i rzeczywiście tak jest!).
2) Istnieją wątpliwości, czy danie - zgodnie z nazwą - ma rodowód rzymski. Niektóre źródła podają, że oryginalnie wywodzi się ono z Brescii.
3) Saltimbocca alla romana jest potrawą dającą się z łatwością przygotować w zaciszu własnej kuchni.
Hipoteza z punktu nr 3 była czysto teoretyczna, ale teraz, po przygotowaniu i skonsumowaniu dania, podtrzymuję tę opinię. Danie robi się bardzo szybko - mięso smaży się po dwie minuty z każdej strony. Tyle czasu wystarcza, gdyż kotlety są bardzo cienko rozbite. Zbyt długie smażenie sprawi, że mięso będzie twarde i gumiaste, a szynka parmeńska spalona.

Składniki na 4 porcje
  • 4 kotlety cielęce 
  • 4 plastry szynki parmeńskiej 
  • świeże liście szałwii (3 na każdy kawałek mięsa i dodatkowo kilka na patelnię)
  • 2 łyżki masła
  • 150 ml białego wina
  • pieprz

Przygotowanie
Kotlety cielęce opłukać, osuszyć papierowym ręcznikiem kuchennym, a następnie cienko rozbić - do grubości 4-5 mm i popieprzyć z obu stron.
Na każdym kawałku mięsa ułożyć plaster szynki parmeńskiej oraz 3-4 listki szałwii. Wszystko spiąć razem wykałaczkami.
Na średnim ogniu rozgrzać dużą patelnię. Roztopić masło i dodać kilka listków szałwii. Poruszając patelnią, rozprowadzić masło po całej jej powierzchni.
Ułożyć kotlety na rozgrzanym i lekko zbrązowiałym maśle (stroną z szynką i szałwią do dołu). Smażyć ok. 2-3 minuty, a następnie przewrócić na drugą stronę i smażyć kolejne 2 minuty.
Wlać na patelnię wino, poruszać patelnią. Dusić razem 2 minuty, aż wino częściowo odparuje. (W razie potrzeby mięso można zdjąć z patelni i trzymać w cieple pod przykryciem, a sos osobno zredukować na patelni.)
Podawać od razu, polane sosem z patelni.
Do dania idealnie pasuje mieszanka sałat (radicchio, roszponka, sałata lodowa) skropiona oliwą z oliwek extra verginecrema di balsamico i sokiem z cytryny.

Smacznego!



piątek, 25 stycznia 2013

Spaghetti aglio, olio e peperoncino


Spaghetti aglio, olio e peperoncino daje się opisać jednym określeniem: "pochwała prostoty". Dla fanów czosnku i ostrej kuchni to prawdziwa gratka. Cztery składniki sosu w połączeniu z makaronem dają wyśmienite danie, banalne w przygotowaniu. Trzeba jednak zwrócić szczególną uwagę na jakość wykorzystywanych składników. Niezbędna jest najlepsza oliwa z oliwek extra vergine (najlepiej smakuje oczywiście przywieziona z wakacji...). Warto zwrócić uwagę również na czosnek - ten kupowany w hipermarketach to zazwyczaj czosnek chiński, prawie bez smaku. Smaczniejszy i zdrowszy jest czosnek polski, który z łatwością można kupić w warzywniakach i na bazarkach. Ostatnia rada - to danie najlepiej spożywać zbiorowo, żeby wszyscy roztaczali wokół siebie równie czosnkową woń...

Składniki na 4 porcje
  • 500 g makaronu spaghetti
  • 6 łyżek dobrej oliwy z oliwek
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 2 ostre papryczki
  • 1 duży pęczek świeżej natki pietruszki
  • sól

Przygotowanie
Zagotować wodę na makaron. Gdy zacznie wrzeć, posolić. Ugotować spaghetti al dente, zgodnie z przepisem na opakowaniu. (Od podanego czasu gotowania radzę odjąć 2 minuty, żeby spaghetti rzeczywiście było al dente). Zachować filiżankę wody z garnka.
Czosnek obrać i pokroić w cienkie plasterki.
Papryczki pozbawić pestek i drobno posiekać.
Natkę pietruszki drobno posiekać. Odrobinę zachować do dekoracji.
Na małej patelni rozgrzać na małym ogniu oliwę.
Dodać czosnek. Kilkakrotnie poruszyć patelnią, aby czosnek równomiernie się zeszklił (ale nie przypalił). 
Dodać papryczkę i smażyć z czosnkiem przez ok. minutę.
Dodać natkę pietruszki i kilka łyżek wody z gotującego się makaronu. Dosolić do smaku.
Wymieszać i odstawić patelnię na bok.
Ugotowany i odcedzony makaron przełożyć z powrotem do garnka i postawić na małym ogniu.
Dolać sos z patelni i w razie potrzeby jeszcze kilka łyżek wody z gotowania makaronu. Dokładnie wszystko wymieszać.
Podawać od razu posypane dodatkowo natką pietruszki. Tradycyjnie tej pasty nie posypuje się na wierzchu serem.

Smacznego!



środa, 23 stycznia 2013

Sałatka jarzynowa


Klasyczna, wszystkim znana, a pewnie i tak w każdym domu smakuje inaczej. Osobiście nie jestem fanką, ale reszta domowników nigdy nie odmówi sałatce jarzynowej. Kiedy więc po przygotowaniu wywaru do risotta zostaje mi cały talerz ugotowanych jarzyn, co innego miałabym z nimi zrobić?

Składniki
  • ugotowane jarzyny: 
    • 4 duże marchewki
    • 2 pietruszki
    • 1 seler
  • 1 średnie jabłko
  • 1 duża cebula
  • 2 jajka ugotowane na twardo
  • 1 mała puszka groszku konserwowego (130 g groszku)
  • 5 ogórków konserwowych
  • 6 łyżek majonezu
  • sól i pieprz

Przygotowanie
Jabłko i cebulę obrać.
Ugotowane jarzyny, jabłko, cebulę, jajka i ogórki pokroić w drobną kosteczkę.
Pokrojone umieścić w dużej misce razem z groszkiem.
Dodać majonez, sól i pieprz i dokładnie wymieszać.
Spróbować, czy jest wystarczająco doprawione i ewentualnie dodać sól i/lub pieprz.
Wstawić do lodówki na kilka godzin, żeby smaki się "przegryzły".
Przed podaniem wyjąć z lodówki - sałatka lepiej smakuje w temperaturze "prawie pokojowej".

Smacznego!



poniedziałek, 21 stycznia 2013

Risotto szpinakowe z musem gruszkowym


A było to tak: naszła mnie ochota na risotto ze szpinakiem - proste, klasyczne i smaczne, bez ekstrawagancji. Aż tu nagle mój wzrok padł na miskę pełną pięknych, słodkich gruszek. Wtedy pomyślałam: A gdyby tak przygotować risotto szpinakowe "z twistem"? W ten oto sposób mało oryginalne (aczkolwiek doskonałe w swej prostocie) risotto ze szpinakiem zostało okraszone musem gruszkowym i wkroczyło na nowy poziom smaku. O nieskończonych możliwościach łączenia szpinaku z różnymi składnikami pisałam już przy okazji penne ze szpinakiem i suszonymi pomidorami. Poniższym przepisem potwierdzam otwartość szpinaku na eksperymenty kulinarne.

Składniki na dwie porcje
Na risotto:
  • 200 g ryżu do risotta (użyłam Arborio)
  • 600 ml wywaru (użyłam warzywnego) 
  • 50 ml białego wina
  • 1 szalotka
  • 1 ząbek czosnku
  • 250 g szpinaku baby
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki masła
  • 2 łyżki startego parmezanu
  • kilka posiekanych orzechów włoskich 
  • parę kropel crema di balsamico
Na mus gruszkowy:
  • 1 gruszka
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • sól i pieprz

Przygotowanie
Mus gruszkowy:
Gruszkę obrać i pokroić w kosteczkę.
Umieścić w małym garnuszku zalewając czterema łyżkami wody.
Dusić na średnim ogniu do całkowitego zmięknięcia (czy też: rozpadnięcia się) gruszki, od czasu do czasu mieszając i rozgniatając kawałki owocu. Jeśli płyn za szybko odparuje, można dolać dodatkowe łyżki gorącej wody.
W połowie duszenia przyprawić mus gałką muszkatołową, świeżo zmielonym pieprzem i szczyptą soli.

Risotto:
Szpinak opłukać i osuszyć.
Szalotkę i czosnek drobno posiekać.
Wywar zagotować i cały czas trzymać na małym ogniu.
Na głębokiej patelni o grubym dnie rozgrzać oliwę i masło.
Zeszklić cebulę z czosnkiem.
Dodać ryż. Smażyć, aż ziarnka dokładnie pokryją się oliwą z masłem i staną się przezroczyste.
Wlać wino i poczekać, aż odparuje.
Do ryżu dodać szczyptę soli.
Dodać szpinak i energicznie mieszać, aż wszystkie listki lekko się skurczą.
Wywar wlać do risotta "na dwie raty": za pierwszym razem dwie łyżki wazowe (lekko zamieszać i poczekać, aż ryż wchłonie płyn), za drugim razem resztę. Risotto trzymać na średnim ogniu i mieszać od czasu do czasu, aż ziarenka będą ugotowane al dente - na zewnątrz lekko kleiste, a w środku twardsze. Zastosowałam taką procedurę gotowania ryżu (mniej mieszania), bo nie chciałam za bardzo ugnieść szpinaku łyżką. Dzięki temu w daniu uchowały się liście szpinaku.
Zgasić palnik pod patelnią.
Dodać parmezan.
Wymieszać i zostawić risotto na chwilę pod przykryciem, aby "odpoczęło".
Porcje risotta rozłożyć "na płasko" w dwóch głębokich talerzach. Na wierzchu umieścić porcję musu gruszkowego.
Całość posypać orzechami i skropić kilkoma kroplami crema di balsamico

Smacznego!



Awangarda Smaku

sobota, 19 stycznia 2013

Sola zapiekana "po grecku"


Poświąteczny przesyt bożonarodzeniowych potraw już mi przeszedł. Dlatego z przyjemnością wyciągnęłam ostatnio z zamrażarki całe pudełko gotowych jarzyn "po grecku" do wykorzystania przy obiedzie. Żeby jednak urozmaicić trochę tę wigilijną potrawę - którą w naszej rodzinie konsumuje się na zimno, w formie przystawki - postanowiłam zapiec ją w piekarniku, a rybę ułożyć na jarzynach, a nie pod nimi. Eksperyment się udał, danie wyszło idealnie. Ponadto upieczona ryba jest zdrowsza i bardziej soczysta niż usmażona (według mnie jest również o wiele smaczniejsza). Przy braku zamrożonych jarzyn "po grecku" przygotowanie będzie trochę bardziej czasochłonne, ale zachęcam do przetestowania przepisu.

Składniki na dwie porcje
  • 2 mrożone filety z soli
  • 500 g przygotowanych jarzyn "po grecku"*
  • sól i pieprz do smaku
  • oliwa z oliwek do natarcia ryby i wysmarowania naczynia żaroodpornego
  • odrobina masła
  • kilka kropel soku z cytryny
* Jeśli nie macie w zamrażarce jarzyn "po grecku", można je łatwo przygotować. Trzy marchewki, pół selera i pół pietruszki zetrzeć w malakserze (lub na tarce). Małą cebulę pokroić w cienkie piórka. Wszystko razem dusić na dwóch łyżkach oleju, z dodatkiem liścia laurowego i dwóch ziaren ziela angielskiego, do czasu, aż warzywa zmiękną. Gdy już będą miękkie dodać 1-2 łyżeczki koncentratu pomidorowego, sól, pieprz i ewentualnie cukier. Dusić jeszcze kilka-kilkanaście minut, aż wszystkie smaki się połączą, a jarzyny będą miękkie.

Przygotowanie
Filety z soli rozmrozić w temperaturze pokojowej. Ja zostawiłam je na całą noc na tacy w kuchni.
Piekarnik nagrzać do temperatury 220 st. C (funkcja grilla).
Naczynia żaroodporne ustawić na ruszcie wsuniętym na trzeci poziom piekarnika.
Rybę skropić sokiem z cytryny, natrzeć oliwą z oliwek i z obu stron posypać solą i pieprzem.
Nagrzanie naczynia wyjąć z piekarnika i nasmarować oliwą.
Na dnie formy ułożyć grubą warstwę jarzyn "po grecku".
Rybę położyć na jarzynach. Na każdym filecie ułożyć dodatkowo dwa "piórka" z masła.
Zapiekać przez ok. 15-20 minut, do czasu, aż mięso ryby straci przezroczystość i będzie soczyste (należy sprawdzić widelcem).

Smacznego!



czwartek, 17 stycznia 2013

Penne z wędzonym łososiem i porem


Wędzony łosoś sprawdza się zarówno na zimno, jak i na ciepło. Nic nie traci poddany "zabiegom zmieniającym kształt" - tak samo dobrze smakuje w plastrach, pokrojony w drobniejsze kawałki i zmielony a'la tatar. Pasuje do produktów mlecznych, do wielu warzyw i nadaje się jako główny składnik makaronów, tart i zapiekanek. Dzięki temu iż sam w sobie jest słonawy, zazwyczaj do dań nie trzeba dodawać soli. Bardzo lubię eksperymentować z wędzonym łososiem, zwłaszcza opracowując nowe przepisy na makarony. Mam ich kilka w zanadrzu (niektóre sprawdzone, inne dopiero wymyślone). Dzisiaj prezentuję jeden z moich "klasyków" - przepis na lekkie penne z łososiem i porem.

Składniki na dwie porcje
  • 200 g makaronu penne
  • 100 g wędzonego łososia
  • 1 duży por (część biała i jasnozielona)
  • 50 g kaparów
  • 2 łyżki dobrej oliwy z oliwek
  • skórka starta z połowy cytryny
  • łyżeczka ziół prowansalskich
  • pieprz do smaku

Przygotowanie
W garnku zagotować wodę na makaron. Gdy zacznie wrzeć, wsypać 2 łyżeczki soli i wrzucić makaron.
Pora opłukać, osuszyć i pokroić w półplasterki.
Łososia pokroić na mniejsze kawałki.
Na patelni rozgrzać oliwę.
Dodać pora i dusić przez kilka minut aż zmięknie.
Dodać skórkę z cytryny.
Dodać kapary i łososia. Doprawić pieprzem i wymieszać.
Z wody, w której gotuje się makaron odłożyć filiżankę.
Makaron odcedzić i wymieszać na patelni z łososiem i porem.
W razie potrzeby dolać odrobinę wody z makaronu (ja dałam 4 łyżki).
Podawać od razu, posypane dodatkowo świeżo zmielonym pieprzem.

Smacznego!




wtorek, 15 stycznia 2013

Penne ze szpinakiem i suszonymi pomidorami


Niewiele jest takich składników, które połączone z innymi, bardzo różnorodnymi składnikami potrafią zmieniać swoje oblicze, dostosowywać się do pozostałych elementów potrawy i ostatecznie stworzyć dobrze skomponowany smak. Na pewno takim produktem jest szpinak. Przyjaźni się z wieloma serami (przede wszystkim z gorgonzolą i ricottą), w sosach trzyma sztamę również ze śmietaną. Nie pogardzi towarzystwem gruszki, bliskie relacje łączą go także z krewetkami, rybami i kurczakiem.
W moim dzisiejszym przepisie szpinak występuje razem z pomidorami - przede wszystkim suszonymi, ale znalazło się miejsce również dla pomidorków koktajlowych. Do tego klasycznego tria dołączyłam uprażone na patelni płatki migdałowe, żeby danie zyskało dodatkową wartość smakową i "strukturalną" (kruche migdały przyjemnie kontrastują z miękkością pozostałych elementów). To danie należy do moich sztandarowych i niezawodnych przepisów na szybki i smaczny obiad.

Składniki na dwie porcje
  • 200 g makaronu penne
  • 250 g szpinaku baby (1 opakowanie szpinaku baby)
  • 10 suszonych pomidorów
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 10 pomidorków koktajlowych
  • 2 łyżki płatków migdałowych
  • sól i pieprz

Przygotowanie
Zagotować i posolić wodę na makaron. Makaron ugotować al dente zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Pod koniec gotowania odlać z garnka filiżankę wody.
Szpinak umyć i osuszyć.
Suszone pomidory odsączyć na ręczniku papierowym z nadmiaru oleju, a następnie pokroić (najwygodniej pociąć kuchennymi nożyczkami) na mniejsze kawałki.
Czosnek pokroić w plasterki.
Pomidorki koktajlowe przekroić na połówki.
Mocno rozgrzać małą patelnię i uprażyć na niej (na sucho) płatki migdałowe - cały czas poruszać patelnią, żeby płatki zbrązowiały, ale się nie spaliły. Uprażone zdjąć z patelni i odłożyć na bok.
W głębokiej patelni rozgrzać oliwę. Dodać czosnek i suszone pomidory. 
Gdy czosnek się zeszkli, dodać umyte liście szpinaku. Dusić wszystko na średnim ogniu, regularnie mieszając do czasu, aż szpinak "zwiędnie". Posolić i popieprzyć do smaku.
Do szpinaku i pomidorów wrzucić ugotowany makaron i dolać kilka łyżek odłożonej wody z garnka. Wszystko dokładnie wymieszać.
Na sam koniec dodać pomidorki koktajlowe i delikatnie wmieszać je w całość dania.
Podawać od razu posypane prażonymi płatkami migdałowymi i świeżo zmielonym pieprzem.

Smacznego!




poniedziałek, 14 stycznia 2013

Ciasto marchewkowe z cytrynowym kremem mascarpone


Już od dawna planowałam upieczenie ciasta marchewkowego. Zwykle jednak rezygnowałam z tego pomysłu, bo obawiałam się, że nie spotka się z entuzjazmem zaproszonych gości albo się nie uda... Tym razem jednak wzięłam byka za rogi. W poszukiwaniu porad i inspiracji przejrzałam bardzo wiele przepisów i komentarzy przede wszystkich na brytyjskich i amerykańskich portalach kulinarnych. W końcu to właśnie tam ciasto marchewkowe jest najbardziej popularne i stanowi prawie "gastronomiczny symbol narodowy" (wiedzieliście, że w rankingu przeprowadzonym w 2011 roku przez program Radio Times ciasto marchewkowe zostało uznane za ulubione ciasto Brytyjczyków?).
Przepis, który prezentuję poniżej to moja własna wersja "na czuja", powstała w wyniku przeanalizowania, połączenia i uśrednienia wszystkich informacji, które zebrałam. A było ich sporo... Poszczególne przepisy różnią się między sobą właściwie wszystkim - począwszy od ilości marchewki, poprzez wykorzystane dodatki (orzechy, rodzynki, ananasy, jabłka), a na proporcjach mąka-jajka-olej skończywszy... Zadanie było więc niełatwe, ale nieskromnie powiem, że udało mi się je wykonać bezbłędnie. Ciasto wyszło perfekcyjne - wilgotne, miękkie, delikatne i nie za słodkie. Z czystym sumieniem polecam!



Ciasto marchewkowe z cytrynowym kremem mascarpone

Składniki na ciasto o średnicy 22 cm
Na ciasto:
  • 400 g startej marchewki (3 duże marchewki)
  • 250 g mąki pszennej (użyłam tortowej typ 450)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 kopiasta łyżeczka cynamonu
  • 175 g drobnego cukru trzcinowego demerara 
  • 3 jajka
  • 170 g oleju
  • 7 plasterków ananasa z puszki
  • skórka starta z jednej pomarańczy (sparzonej wrzątkiem)
  • garść drobno posiekanych orzechów włoskich (do ozdoby)

Na krem:
  • 250 g serka mascarpone
  • 2 łyżki cukru pudru
  • sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
  • skórka starta z 1/2 cytryny
  • 1 łyżeczka waniliowo-karmelowej przyprawy do deserów w młynku lub 1 łyżeczka cukru waniliowego (opcjonalnie)

Przygotowanie
Ciasto:
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej.
Piekarnik nagrzać do temperatury 180 st. C (grzanie góra i dół).
Tortownicę o średnicy 22 cm wysmarować olejem, a dno wyłożyć papierem do pieczenia.
Marchewkę zetrzeć w malakserze.
Ananasa pokroić w drobną kosteczkę.
Do jednej miski przesiać mąkę z proszkiem do pieczenia, sodą i cynamonem. Wymieszać.
Do drugiej miski wsypać cukier, dodać olej i jajka. Energicznie wymieszać wszystko trzepaczką.
Połączyć zawartość obu misek. Dokładnie wymieszać.
Dodać marchewkę, ananasa i skórkę z pomarańczy. Wymieszać wszystko razem.
Masę wlać do tortownicy.
Piec przez ok. 60 minut do tzw. suchego patyczka. (piekarniki różnią się między sobą, więc stopień upieczenia ciasta należy sprawdzić już po ok. 45 minutach i potem co kilka minut)
Ciasto wystudzić w formie. Gdy ostygnie, delikatnie wyjąć z tortownicy (nożem odkroić ciasto od brzegów) i przekroić na dwa równe placki. Zostawić do całkowitego ostygnięcia.
W tym czasie przygotować krem.
Dolny placek ułożyć na talerzu do ciasta i posmarować 1/3 kremu. Nałożyć drugi placek. Resztą kremu posmarować wierzch i boki ciasta. 
Widelcem zrobić falisty wzorek na wierzchu ciasta, a zewnętrzną krawędź posypać orzechami włoskimi.

Krem:
Mascarpone umieścić w misce i miksować na wolnych obrotach miksera przez niecałą minutę, aż utworzy się jednolita masa.
Dodać cukier oraz sok i skórkę z cytryny i ewentualnie przyprawę waniliową. Miksować tylko do połączenia składników.
Gotowy krem wstawić do lodówki.

Smacznego!



sobota, 12 stycznia 2013

Jajka zapiekane z pomidorami


Znudziły się Wam "klasyczne" metody przygotowania jajek na śniadanie? Jeśli tak, to polecam jajka zapiekane w piekarniku. Są łatwe do zrobienia, nie tak stresujące jak gotowanie jajek na miękko (uda się czy będzie na twardo?) i zdecydowanie mniej oklepane niż popularna jajecznica (i wolniej stygną!). Ponadto podczas zapiekania mamy czas na nakrycie do stołu, przygotowanie herbaty i ewentualnie innych elementów sobotniego śniadania.
Do ich przygotowania wystarczą żaroodporne kokilki i dowolnie wybrane dodatki. Dzisiaj przedstawiam przepis na jajka z pomidorami i natką pietruszki.

Składniki na dwie porcje
  • 2 jajka
  • 1 duży pomidor
  • 2 łyżeczki posiekanej natki pietruszki
  • 1 łyżeczka śmietany 12% (opcjonalnie)
  • sól i pieprz do smaku
  • "cebulowy" koniec dymki
  • odrobina roztopionego masła (do wysmarowania kokilek)

Przygotowanie
Piekarnik rozgrzać do temperatury 180 st. C z termoobiegiem.
Kokilki żaroodporne (u mnie o średnicy 9 cm) wysmarować roztopionym masłem.
Pomidora sparzyć i obrać ze skórki. Usunąć gniazda nasienne, a miąższ pokroić w kosteczkę.
Pokrojonego pomidora wymieszać w misce z posiekaną natką pietruszki, solą i pieprzem.
Na dnie kokilek ułożyć warstwę z pomidorów.
Do każdej kokilki wbić jedno jajko.
Na jajku zrobić kleksa ze śmietany (pół łyżeczki na porcję). Posolić, popieprzyć i posypać cebulą z dymki.
Wstawić do nagrzanego piekarnika i zapiekać przez ok. 15 minut - do czasu aż białko się zetnie, ale żółtko pozostanie płynne (pod koniec zapiekania jajko zacznie delikatnie bulgotać przy krawędzi kokilki).

Smacznego!



czwartek, 10 stycznia 2013

Razowe świderki z tuńczykiem, kaparami i oliwkami


Już nie pamiętam kiedy i w jakich okolicznościach po raz pierwszy przygotowałam to danie... Wiem jednak, że od tamtej pory kilkakrotnie je modyfikowałam, aż wreszcie doszłam do - moim zdaniem - wersji idealnej, którą przedstawiam poniżej.
W pierwotnym wydaniu nie było oliwek - ten składnik dodałam później, bo w daniu brakowało koloru. Dlatego polecam właśnie czarne oliwki, które ładnie "odcinają się" od pozostałych elementów na talerzu. Drugim zmienianym składnikiem był makaron. Początkowo korzystałam z klasycznych (mniejszych) pełnoziarnistych fusilli. Do czasu, gdy na sklepowej półce natknęłam się na świderki-giganty, ciemne, przygotowane w 100% z żytniej mąki. Mają one inny, bardziej wyrazisty smak, który idealnie współgra ze składnikami sosu. Od tamtej pory nie używam w tym przepisie innego makaronu. Ostatnią modyfikacją było skropienie dania na talerzu crema di balsamico - niby nic, tylko parę kropel dla ozdoby, a jednak charakterystyczny smak włoskiego condimento znakomicie uzupełnia smak całości. Oczywiście można ten element pominąć bez uszczerbku dla dania, ale jeśli macie pod ręką tę magiczną ciemną substancję, polecam z niej skorzystać!

Składniki na dwie porcje
  • 200 g makaronu żytniego razowego "świderki" (użyłam takiego)
  • 1 puszka tuńczyka w sosie własnym
  • 50 g kaparów
  • 1 średnia cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • pół pęczka natki pietruszki
  • czarne oliwki (ok. 20-30 sztuk)
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • łyżeczka pieprzu cytrynowego
  • skórka starta z jednej cytryny
  • sól i pieprz do smaku
  • kilka kropel crema di balsamico (opcjonalnie)

Przygotowanie
Cebulę obrać i drobno pokroić. Czosnek posiekać.
Część oliwek pokroić w plasterki, kilka zostawić w całości.
Natkę pietruszki drobno posiekać.
Na głębokiej patelni rozgrzać oliwę. Dodać cebulę i czosnek. Zeszklić na średnim ogniu. Dodać skórkę startą z cytryny.
Zagotować i posolić wodę na makaron. Ugotować al dente zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Odłożyć filiżankę wody z gotowania makaronu. Makaron, którego użyłam gotuje się bardzo krótko - tylko 4 minuty. Używając innego rodzaju trzeba odpowiednio "zgrać w czasie" gotowanie makaronu z przygotowaniem sosu.
Do patelni z cebulą dodać odsączonego tuńczyka, kapary i oliwki.
Doprawić pieprzem cytrynowym, solą i zwykłym pieprzem. Wszystko wymieszać i dusić na małym ogniu do czasu, aż ugotuje się makaron.
Sos rozrzedzić kilkoma łyżkami wody z gotowania makaronu.
Na koniec dodać natkę pietruszki (odrobinę zostawić do dekoracji).
Odcedzony makaron wymieszać dokładnie z sosem.
Podawać od razu, posypane natką pietruszki i świeżo zmielonym pieprzem oraz skropione kilkoma kroplami crema di balsamico.

Smacznego!




wtorek, 8 stycznia 2013

Spaghetti con le cozze (spaghetti z mulami)


Spaghetti z mulami smakuje wakacjami. I za to je uwielbiam - nawet w nieciekawą styczniową pogodę, gdy po jednych wakacjach pozostały tylko wspomnienia, a kolejne istnieją na razie wyłącznie w planach lub marzeniach - można wyobrazić sobie uroczą kolację w małym miasteczku gdzieś na śródziemnomorskim wybrzeżu, gdzie wieczorem wszystkie budynki i uliczki dychają po całodziennym żarze...
Wbrew pozorom wprowadzenie się w taką sielankową wakacyjno-kulinarną atmosferę wcale nie jest trudne. Wystarczy kilka składników, niespełna 20 minut przygotowania, butelka wina (najlepiej przywiezionego z udanego wyjazdu), miłe towarzystwo i... Pozostałe elementy udanego wieczoru można dobrać wedle własnego uznania.

Składniki na 4 porcje
  • 500 g makaronu spaghetti (użyłam makaronu z dodatkiem czosnku i chilli)
  • 1 kg muli w muszlach (kupuję mule w wodzie morskiej, w próżniowym opakowaniu)
  • 6 łyżek oliwy z oliwek
  • 150 ml białego wina
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 ostra papryczka średniej wielkości
  • 1 pęczek natki pietruszki
  • sól do smaku

Przygotowanie
Mule opłukać pod bieżącą wodą i, w razie potrzeby, oczyścić.
W dużym garnku zagotować wodę na makaron. Gdy zacznie wrzeć, posolić i wrzucić makaron.
Na dużej głębokiej patelni rozgrzać 2 łyżki oliwy. Dodać czosnek i papryczkę. Smażyć przez 2 minuty.
Wrzucić mule i wlać wino.
Dusić pod przykryciem na dużym ogniu aż muszle się otworzą (ok. 5 minut), od czasu do czasu potrząsając patelnią. 
Wyjąć mule (zachować sos!).
Z części muszli wyjąć mięso, resztę zostawić w muszlach (4-5 na porcję).
Odlać filiżankę wody, w której gotował się makaron.
Odcedzony makaron wrzucić do patelni z sosem po mulach. Dodać mięso wyjęte z muszli oraz posiekaną natkę pietruszki (część zostawić do dekoracji). Posolić do smaku. Wymieszać dokładnie. W razie potrzeby rozrzedzić wodą z gotowania makaronu.
Podawać od razu z ułożonymi na wierzchu mulami w muszlach i posypane natką pietruszki.

Smacznego!




niedziela, 6 stycznia 2013

Smaki francuskich Alp

Po krótkiej przerwie wracam do blogerskich działań. To kilkunastodniowe "zaniedbanie" było wynikiem sylwestrowo-narciarskiego wyjazdu. W ramach zastępstwa i rekompensaty planowałam zrobić dużo zdjęć różnych francuskich przysmaków... Niestety białe szaleństwo pochłonęło mnie bez reszty i udało mi się sfotografować tylko dwie potrawy...
Ogólnie knajpki i bary na francuskich stokach nie wzbudzają zachwytu. W porze lunchu jest tam dziki tłum wygłodniałych narciarzy i snowboardzistów. W kolejce po (raczej średnie) jedzenie trzeba stać ok. 45 minut, a drugie tyle zajmuje dostanie się do łazienki. Słowem - istny koszmar. 
Wyjątek stanowiła, położona na uboczu jednej z tras, restauracyjka Auberge de l'Archaz. Z tarasu widokowego można tam podziwiać: z jednej strony - końcówkę trasy Lutins, z drugiej - piękną alpejską panoramę. A to wszystko przy szklance pysznego vin chaud z plasterkiem grejpfruta i francuskich rarytasach. Dla mnie i moich towarzyszy bestsellerem została soupe maison, czyli domowa zupa, każdego dnia inna, ale zawsze podana równie pięknie - z francuskim tartym serem i grzanką czosnkową. Na zdjęciu widać wersję marchewkową - moim zdaniem najlepszą. Smakowitym daniem okazało się także gratin de farfales a la Savoyarde, czyli makaron farfalle w stylu regionu Savoie, zapiekany z miejscowym serem. Ukoronowanie posiłków stanowiły wyborne desery. Moim numerem jeden zostało moelleux caramel beurre salé, czyli gorąca babeczka o smaku słonego karmelu. Po prostu rozpływała się w ustach (zbyt szybko, aby udało się ją sfotografować...). Na zdjęcie załapał się natomiast inny znakomity deser - ciastko mille-feuille przekładane musem czekoladowym, podane z gałką lodów waniliowych domowej produkcji. 
W mojej głowie już powstają pomysły na dania inspirowane potrawami, których skosztowałam we Francji. Na pewno będę próbowała odtworzyć którąś z zup, planuję również przestudiować francuskie przepisy na moelleux caramel. Na razie jednak pozostaje mi kolacja złożona z przywiezionych miejscowych serów (reblochon i comte) popijanych regionalnym winem.