Nigella pisze o kuchni włoskiej - to się nie może nie udać! To była moja pierwsza myśl, gdy dowiedziałam się o nowym projekcie wydawniczym Nigelli. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, przeglądając książkę w księgarni oraz później, korzystając z niej, gdy wreszcie zamieszkała na moim regale.
"Nigellissima. Włoskie inspiracje" łączy w sobie dwa cudowne elementy: styl Nigelli, jej urok i sposób opowiadania o jedzeniu oraz przepisy kuchni włoskiej - mojej ulubionej (najlepszej na świecie!).
Zazwyczaj, szukając książek kucharskich na temat kuchni narodowych, wybieram pozycje opracowane przez "miejscowych". Wydaje się przecież, że o sushi powinni wypowiadać się Japończycy, tajniki przygotowania curry najdokładniej przedstawią Hindusi, a metodę na idealną paellę najlepiej zaprezentują Hiszpanie. Gdybym więc była konsekwentna, nie powinnam była kupować książki, w której o kuchni włoskiej pisze rodowita Angielka. Jednak w przypadku Nigelli, którą darzę dużym sentymentem, zrobiłam wyjątek. Czułam, że nie doznam zawodu. I nie pomyliłam się.
We wstępie Nigella pisze o tym, o czym wspomniałam wyżej: "Jestem Angielką, która mieszkała kiedyś we Włoszech i kocha włoską kuchnię". Wyraźnie zaznacza, że "Nigellissima. Włoskie inspiracje" powstała z jej miłości do la cucina italiana i że prezentowane przepisy mogą odbiegać od tradycyjnych receptur przekazywanych z pokolenia na pokolenie przez włoskie nonny. Stąd też w rozwinięciu tytułu znalazło się słowo "inspiracje" i to ono nadaje kierunek, w którym zmierzają wszystkie przedstawione przepisy.
Co mogę powiedzieć o samej zawartości? W książce znalazło się mnóstwo przepisów. Wszystkie zostały opatrzone słowem wstępnym, w którym autorka przedstawia danie i wyjaśnia za co je kocha/lubi/uwielbia (któreś z tych słów zawsze pojawia się w pierwszym akapicie na każdej stronie). Czytając te krótkie wprowadzenia, widać doskonale, że deklaracja Nigelli o jej miłości do kuchni włoskiej nie była czczym gadaniem.
Przy każdym przepisie znajdziemy również zdjęcie gotowej potrawy. Autorka fotografii, Petrina Tinslay, znakomicie poradziła sobie z powierzonym jej zadaniem; zdjęcia są tak apetyczne, że ślinianki i soki żołądkowe od razu zaczynają szaleć... Nie polecam przeglądania książki na głodniaka, bo może się to źle skończyć!
Przepisy Nigelli (przynajmniej te, z których skorzystałam) są niezawodne i zawsze się udają. Nigella bardzo dokładnie opisuje kolejne etapy przygotowania potraw, zwracając uwagę na kluczowe momenty, wymagające szczególnej uwagi (i bardziej rygorystycznego przestrzegania receptury). Jednocześnie - tam, gdzie to możliwe - zachęca do eksperymentowania i wskazuje możliwe kierunki modyfikacji. I tu po raz kolejny potwierdza się "inspiracyjny" charakter książki: Nigella czerpała inspirację ze swoich włoskich doświadczeń, a czytelnicy mogą opierać się na jej przepisach i z nich czerpać inspirację do własnych kulinarnych przedsięwzięć. Być może one - zwłaszcza, jeśli opublikowane w blogosferze - również kogoś zainspirują?
Recenzję zakończę słowami Nigelli: jestem Polką, która - kiedy tylko może - wyjeżdża do Włoch i kocha włoską kuchnię. I ta Polka poleca książkę "Nigellissima. Włoskie inspiracje" wszystkim miłośnikom potraw rodem z Italii oraz fanom Nigelii i kolekcjonerom książek kucharskich.
Przepisy z tej książki, które wykorzystałam:
super recenzja! tez chciałabym te książkę mieć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Książka zdecydowania warta zakupienia. Zbliża się dzień mamy - może Syncio i Córcia (pewnie trzeba by włączyć w ten niecny plan również Pana Męża :P) zrobią Mamie Wiewiórce taki prezent? ;)
UsuńA przy okazji zrobię reklamę Empikowi, bo tam trwa promocja -30% na książki Jamiego Olivera! :) Ja kupiłam ostatnio wymarzone "Kulinarne podróże Jamiego".
Pozdrowienia!