poniedziałek, 25 lutego 2013

Tarta z kremem budyniowym z kwaśnej śmietany i z wiśniami


Pisanie bloga zobowiązuje. Trzeba wykraczać poza znane i sprawdzone przepisy, próbować nowych rzeczy, podejmować wyzwania. A ja nigdy dotąd nie przyrządzałam tarty... Moją specjalnością była (i wciąż jest) szarlotka na półkruchym spodzie. Jednak przy okazji ostatniej rodzinnej imprezy postanowiłam spróbować swoich sił w czymś nowym. Padło na tartę. Jak mogę podsumować to przedsięwzięcie? Jako stuprocentowy sukces! Tarta wyszła fantastyczna, goście pochłonęli ją w jednej chwili, nie pozostawiając choćby jednego okruszka. Nawet moja pięcioletnia siostrzenica, która nie przepada za ciastami, zjadła cały kawałek, a potem poprosiła  o dokładkę; druga - trzyletnia - zażyczyła sobie taką samą tartę na swoje urodzinowe przyjęcie w przyszłym tygodniu. Mam więc nadzieję, że to nie był jednorazowy sukces debiutanta i kolejne podejścia będą równie udane.



Tarta z kremem budyniowym z kwaśnej śmietany i z wiśniami
(na podstawie przepisu z bloga Moje Wypieki)

Składniki na tartę o średnicy 28 cm (na ok. 12 porcji)
Na kruchy spód:
  • 200 g mąki pszennej (użyłam krupczatki typ 500)
  • 125 g masła (prosto z lodówki, pokrojonego na małe kawałki)
  • 60 g cukru-pudru
  • 2 żółtka
  • szczypta soli
Na krem z kwaśnej śmietany:
  • 3 jajka
  • 330 g kwaśnej śmietany 18%
  • 1 laska wanilii
  • 75 g drobnego cukru
  • 1 czubata łyżka mąki pszennej
  • szczypta soli
Dodatkowo:
  • 2 garście mrożonych wiśni (należy je rozmrozić i odsączyć z wody na kuchennym ręczniku papierowym)

Przygotowanie

Kruchy spód:
Mąkę i cukier-puder przesiać.
W pojemniku malaksera umieścić mąkę, cukier-puder, masło i sól. Miksować ok. 20 sekund, aż powstaną okruszki. Dodać żółtka i miksować, aż składniki się połączą. Z powstałej masy uformować ręcznie kulę.
Ciasto zawinąć w folię spożywczą i schładzać w lodówce przez ok. 45 minut.
Piekarnik nagrzać do temp. 190 st. C (grzanie góra i dół).
Formę do tarty z wyjmowanym dnem (o średnicy 28 cm) wysmarować masłem.
Ciasto wyjąć z lodówki i rozwałkować na grubość ok. 3-4 mm (najwygodniej to zrobić umieściwszy wcześniej ciasto między dwiema warstwami papieru do pieczenia); powstały placek nawinąć luźno na wałek (należy zdjąć wcześniej folię z wierzchu, a pozostawić tylko tę od spodu) i przenieść do formy (stroną z folią do góry). Docisnąć ciasto do brzegów, wyrównać nierówności, usunąć nadmiar ciasta wystający ponad brzegi formy i ewentualnie załatać dziury.
Ciasto ponakłuwać widelcem, przykryć papierem do pieczenia, a na wierzch wysypać suchą fasolę (fasola stanowi obciążenie, dzięki któremu ciasto nie wybrzuszy się podczas pieczenia).
Tak przygotowany spód tarty wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez ok. 15 minut. Następnie usunąć papier z obciążeniem i piec przez kolejne 10 minut, aż spód osiągnie delikatny złocisty odcień.
Wyjąć i lekko ostudzić.

Krem z kwaśnej śmietany:
Wszystkie składniki (oprócz wanilii) umieścić w misce.
Laskę wanilii przekroić na pół i nożykiem wyskrobać ziarna. Dodać je do miski.
Wszystko razem zmiksować mikserem, aż powstanie gładka masa (wyjdzie dość płynna, ale stężeje podczas pieczenia). Można dodatkowo przelać ją przez sitko, żeby pozbyć się ewentualnych grudek i kawałków laski waniliowej (ziarna wanilii bez problemu przejdą przez oczka sitka).
Gotowy krem wylać na podpieczony spód.
Na wierzchu ułożyć rozmrożone i odsączone wiśnie.

Tartę wstawić do gorącego piekarnika i piec w temp. 190 st. C przez ok. 20-30 minut (ja piekłam 25 minut). Krem z wierzchu powinien być miękki i sprężysty, ale nie może być płynny.
Upieczoną tartę wystudzić w temperaturze pokojowej, a następnie schładzać w lodówce przez kilka godzin.

Smacznego!


sobota, 23 lutego 2013

Spaghetti alla carbonara vegetariana - z jogurtem greckim i marchewką


Dzisiaj przedstawiam kolejną* wegetariańską wersję spaghetti alla carbonara, tym razem w zupełnie nowej odsłonie. Zainspirowana smacznym daniem, którego próbowałam podczas narciarskiego wyjazdu do Włoch (o którym pisałam tutaj), postanowiłam odtworzyć je w domu. Nie jest to jednak dokładna replikacja potrawy serwowanej w restauracji na campingu Vidor. Śmietanę-kremówkę zastąpiłam tu bowiem... jogurtem greckim. I to była dobra decyzja! Jogurt nadaje potrawie odrobinę ciekawej kwaskowatości, co w połączeniu z delikatną słodyczą marchewki i ostrością szalotki i pieprzu, daje bardzo przyjemny dla podniebienia efekt końcowy.

Tutaj znajduje się przepis na wersję z zielonym groszkiem, a tutaj - z wędzonym łososiem.

Składniki na dwie porcje
  • 200 g makaronu spaghetti
  • 2 żółtka z dobrych jajek
  • 2 łyżki startego parmezanu
  • 2-3 łyżki naturalnego jogurtu greckiego (użyłam jogurtu "light" o niskiej zawartości tłuszczu)
  • 1 mała marchewka
  • 2 szalotki
  • 1 łyżka posiekanej natki pietruszki
  • 2 łyżki posiekanego szczypiorku
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie
W garnku zagotować i posolić wodę na makaron
Szalotki posiekać.
Marchewkę obrać, umyć i pokroić w bardzo drobną kosteczkę (najwygodniej pokroić w plasterki, które następnie posiekać dużym nożem kuchennym).
Na małej patelni rozgrzać na średnim ogniu oliwę.
Na patelnię wrzucić szalotkę i marchewkę i dusić przez kilka minut aż szalotka się zeszkli, a marchewka zmięknie.
W dużej misce umieścić żółtka, starty parmezan, połowę ziół, jogurt. Doprawić solą i pieprzem. Wymieszać dokładnie trzepaczką.
Makaron odcedzić i z powrotem przełożyć do garnka.
Dodać zawartość patelni i dokładnie razem wymieszać.
Makaron z warzywami przełożyć do miski z masą jajeczno-jogurtową i energicznie wymieszać (tak jak w tym przepisie).
Podawać od razu, posypane odrobiną świeżo zmielonego pieprzu i startym parmezanem.

Smacznego!

Moje źródło inspiracji: spaghetti di matt con carbonara vegetariana
z restauracji na campingu Vidor w Pozza di Fassa

I moja wersja: spaghetti alla carbonara vegetariana con yogurt


piątek, 22 lutego 2013

Fusilli w sosie z pieczonej papryki


Tym razem proponuję przepis na pastę, której przygotowanie wymaga odrobinę więcej czasu niż zajmuje zagotowanie wody na makaron. Wynika to z konieczności upieczenia papryki. Niech to jednak nikogo nie zniechęca, bo jest to danie bardzo łatwe do zrobienia, a papryka piecze się sama. Sos można przygotować zawczasu i przechować w lodówce. Wtedy wystarczy już tylko ugotować makaron, połączyć go z sosem i posypać z wierzchu serem.
Polecam wypróbowanie przepisu, bo smak pieczonej papryki jest wyjątkowy - jednocześnie słodki i kwaskowaty, bardzo charakterystyczny. Taki sos do makaronu to miła odmiana w stosunku do wielu różnych wariacji na temat klasycznego sosu z pomidorów.

Składniki na 2 porcje
  • 250 g makaronu fusilli (użyłam pełnoziarnistego)
  • 2 czerwone papryki
  • ząbek czosnku
  • 2 łyżki oliwy z oliwek extra vergine
  • parę kropel ostrej oliwy o smaku chilli (można zastąpić przyprawą chilli)
  • sól i pieprz do smaku
  • do podania: ser pokrojony w kostkę (dałam mozzarellę, ale najbardziej pasowałaby tutaj feta)

Przygotowanie

Piekarnik nagrzać do najwyższej temperatury (funkcja grillowania).
Papryki umyć i pokroić na ćwiartki, usuwając gniazda nasienne.
Kawałki papryki ułożyć skórką do góry w naczyniu żaroodpornym (lub na blasze wyłożonej folią aluminiową).
Piec do momentu, w którym skórka sczernieje i zacznie się łuszczyć. Po tym czasie wyjąć naczynie z papryką z piekarnika, zakryć szczelnie przezroczystą folią i odstawić na kilka minut.
Teraz można z łatwością obrać papryki ze skóry.

W dużym garnku zagotować i posolić wodę na makaron. Wrzucić fusilli i ugotować al dente (ok. 2 minuty krócej niż podano na opakowaniu).

W tym czasie przygotować sos.
Czosnek obrać i pokroić na mniejsze kawałki.
Upieczoną i obraną paprykę umieścić w pojemniku blendera wraz z czosnkiem, solą, oliwą i oliwą o smaku chilli. Zmiksować na gładką masę. Doprawić do smaku pieprzem i ewentualnie solą.

Odcedzony makaron przełożyć z powrotem do garnka i połączyć z sosem.
Podawać od razu, układając na wierzchu kawałki sera.

Smacznego!




środa, 20 lutego 2013

Domowa granola


Nigdy nie byłam fanką müsli (ach te rodzynki!), za to uwielbiam granolę. W połączeniu z naturalnym jogurtem stanowi pożywne i smaczne śniadanie (jest to mój standardowy pierwszy posiłek dnia podczas wyjazdów narciarskich). Posypanie lodów odrobiną granoli sprawia, że lodowy deser ma ciekawszą strukturę i przyjemnie chrupie. Oczywiście najprostszym zastosowaniem granoli jest przegryzanie jej na sucho, zamiast ciastka czy wafelka.
Mam kilka swoich ulubionych rodzajów granoli i regularnie je kupuję. Ostatnio pomyślałam, że mogłabym przygotować ją sama. Nie jest to trudne, a pozwala na dowolne dobranie składników zgodnie z własnymi upodobaniami smakowymi. No i mamy stuprocentową pewność, że w mieszance własnej produkcji nie znajdą się żadne niechciane substancje.
Do mojej pierwszej własnoręcznie przygotowanej granoli wybrałam dwa rodzaje płatków (owsiane i żytnie) i kilka różnych rodzajów ziaren i orzechów. Mieszanka wyszła bardzo smaczna i - zgodnie z moją intencją - nie jest słodka! Osobom lubiącym słodkie płatki polecam więc zwiększenie ilości miodu.


Składniki 
z podanej ilości składników* otrzymamy ok. 500 g granoli, która wypełni jeden duży litrowy słoik
  • 150 g płatków owsianych 
  • 150 g płatków żytnich
  • 50 g orzechów laskowych niełuskanych
  • 75 g płatków migdałowych
  • 5 łyżek ziaren słonecznika
  • 3 łyżki białego sezamu
  • 1 jabłko
  • 3 łyżki płynnego miodu
  • 4 łyżki oleju roślinnego
* mieszanka przygotowana z tej ilości składników idealnie mieści się na standardowej blasze do pieczenia, zakrywając całą jej powierzchnię warstwą o grubości ok. 1 cm

Przygotowanie
Piekarnik nagrzać do temp. 150 st. C (z termoobiegiem).
Blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
Orzechy laskowe niedbale pokroić na mniejsze kawałki (ja cięłam na pół nożycami kuchennymi).
Jabłko obrać ze skórki i zetrzeć na tarce o grubych oczkach.
W dużej misce wymieszać oba rodzaje płatków oraz sypkie dodatki.
Dodać starte jabłko, miód i olej i jeszcze raz dokładnie razem wymieszać.
Mieszankę równomiernie rozprowadzić na blasze i wstawić do nagrzanego piekarnika.
Piec ok. 45 min co kilka minut mieszając drewnianą łyżką. Upieczona granola powinna być złocista i sucha.
Wyjąć z piekarnika i zostawić do ostygnięcia.
Gotową granolę można przechowywać wiele tygodni w szczelnym pojemniku (np. słoiku).

Smacznego!

granola przed upieczeniem

granola po upieczeniu


poniedziałek, 18 lutego 2013

Spaghetti alla puttanesca


Kolejny przepis na włoską klasykę - tym razem spaghetti alla puttanesca. W dosłownym tłumaczeniu nazwa potrawy oznacza danie przygotowywane przez prostytutki. Spotkałam się z dwoma wyjaśnieniami pochodzenia tego określenia. Według jednej z teorii zjedzenie makaronu z sosem złożonym z kaparów, anchois, oliwek i pomidorów miało działać jak zastrzyk energii przed namiętną nocą... Druga teoria mówi po prostu, że prostytutki przygotowywały to danie w tzw. międzyczasie podczas "nocy pracującej" - składniki były łatwo dostępne, a sos przygotowywało się szybko, więc na gotowanie nie traciły wiele czasu i pieniędzy.
I kolejna ciekawostka: sugo (sos) alla puttanesca, choć kojarzy się z tradycyjną włoską kuchnią, jest raczej "młodym" sosem. Makaronowi badacze (tak, są tacy; we Włoszech działa organizacja Unione Industriali Pastai Italiani) odkryli, że stał się popularny w Italii dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku. Lepiej późno niż wcale!

Składniki na 4 porcje
  • 500 g makaronu spaghetti
  • 2 puszki (po 400 g) krojonych pomidorów
  • ok. 12 filetów anchois
  • 50 g kaparów
  • 100 g czarnych oliwek
  • 2 ząbki czosnku
  • 1-2 ostre papryczki (w zależności od indywidualnych upodobań co do ostrości)
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie
W dużym garnku zagotować i posolić wodę na makaron.
Filety anchois odsączyć z oleju na kuchennym ręczniku papierowym, a następnie pokroić.
Oliwki odsączyć z zalewy, a następnie przekroić wzdłuż na pół.
Czosnek obrać i pokroić w cienkie półplasterki.
Papryczkę pozbawić pestek i drobno posiekać.
Kapary odsączyć z zalewy.
Głęboką patelnię ustawić na średnim ogniu i rozgrzać na niej oliwę.
Dodać czosnek i papryczkę i smażyć do czasu, aż czosnek zmięknie (ok. 2 minuty).
Dodać anchois, oliwki i kapary i podgrzewać wszystko razem ok. 2 minuty.
Na patelnię wlać pomidory i wymieszać z pozostałymi składnikami.
Makaron wrzucić do garnka z wrzącą wodą i ugotować al dente (ok. 2 minuty krócej niż podano na opakowaniu).
Sos gotować na średnim ogniu (do czasu, aż makaron będzie gotowy) i pozwolić mu się zredukować. W tym czasie regularnie mieszać. Doprawić pieprzem i ewentualnie solą (z solą trzeba uważać, bo anchois jest słone samo w sobie).
Połączyć odcedzony makaron z sosem.
Podawać natychmiast nie posypując serem.

Smacznego!





A skoro jesteśmy w temacie... utwór "Lovely ladies" z musicalu "Les Miserables". Ciekawe, czym posilały się  dziewiętnastowieczne francuskie prostytutki. Bo na pewno nie jadły spaghetti alla puttanesca...


sobota, 16 lutego 2013

Tagliatelle z bazyliowym pesto


Makaron z pesto to jedno z moich ulubionych włoskich dań. Najlepsze pesto, jakie jadłam przygotowuje kucharz Fabio w agriturismo San Mattia w Weronie. Wiadomo - własna oliwa, własna bazylia, najlepszy włoski ser... W naszych warunkach nie da się osiągnąć takiego efektu, ale można go - lepiej lub gorzej - naśladować.
Najważniejszym składnikiem w pesto alla genovese jest bez wątpienia bazylia. Latem można uprawiać własną w ogródku lub na balkonie. Ale co zrobić zimą? Oczywiście przez cały rok świeża bazylia w doniczkach dostępna jest w większości sklepów. To jednak nie jest TO - bazylia nie ma intensywnego smaku, szybko więdnie, a do przygotowania naprawdę aromatycznego pesto trzeba by wykorzystać kilka doniczek. Trudno to nazwać rozwiązaniem idealnym. Dlatego z przyjemnością odkryłam ostatnio zioła mrożone, pakowane w torebeczki z wygodnym suwakiem. Mrożona siekana bazylia znakomicie nadaje się do pesto. Do przygotowania sosu na dwie porcje makaronu wykorzystałam połowę 150-gramowej torebki. Resztę można z łatwością przechować w zamrażarce - przyda się następnym razem do pesto lub jako przyprawa do innych dań. Mrożona bazylia pięknie pachnie, ma intensywny smak i ładny zielony kolor. Pesto z mrożonej bazylii jest zdecydowanie smaczniejsze niż z tej doniczkowej. Oczywiście do wielu potraw niezbędna jest bazylia w listkach, dlatego nie zamierzam rezygnować z kupowania krzaczków. Jednak do pesto wybieram bazylię mrożoną. I Was również do tego zachęcam.

Składniki na dwie porcje
  • 250 g świeżego makaronu tagliatelle (może być też makaron suchy oraz makaron w innym kształcie, np. spaghettibucatini, a nawet penne czy fusilli, mnie jednak do pesto alla genovose najbardziej pasuje jajeczne tagliatelle)
  • 75 g mrożonej bazylii
  • ząbek czosnku
  • 3 łyżki oliwy z oliwek extra vergine
  • 1 łyżka orzeszków pinii
  • 2 łyżki startego parmezanu
  • sól

Przygotowanie
W pojemniku blendera umieścić bazylię (nie trzeba jej wcześniej rozmrażać), obrany i pokrojony na mniejsze kawałki czosnek, orzeszki pinii, oliwę i sól. Zmiksować na jednolitą masę. Następnie wmieszać ręcznie starty parmezan.
W garnku zagotować i posolić wodę. Makaron ugotować al dente (świeży makaron gotuje się bardzo krótko, tylko 2-3 minuty; trzeba więc uważać, żeby go nie rozgotować). Zachować filiżankę wody z garnka.
Odcedzić makaron i ponownie umieścić w garnku, ustawionym na minimalnym ogniu.
Dodać pesto i dokładnie wymieszać z makaronem, żeby sos oblepił każdą wstążkę. W razie potrzeby dodać kilka łyżek wody z gotowania makaronu.
Podawać od razu (można na wierzchu posypać dodatkowo płatkami parmezanu).

Smacznego!



piątek, 15 lutego 2013

Fusilli z ricottą i suszonymi pomidorami


Poniższy przepis to bardzo łatwa w przygotowaniu propozycja na pastę. Prostota polega przede wszystkim na tym, że - poza ugotowaniem makaronu - właściwie nie wymaga ona obróbki termicznej! Składniki sosu należy wymieszać w misce, a następnie połączyć z gorącym makaronem. Ricottę warto wyjąć z lodówki wcześniej, aby ociepliła się w temperaturze pokojowej.

Przepis jest zmodyfikowaną przeze mnie wersją dania opisanego w książce "Włoskie dania makaronowe"o której pisałam niedawno na blogu.

Składniki na 4 porcje
  • 500 g pełnoziarnistego makaronu fusilli
  • 250 g ricotty
  • 4 łyżki płatków migdałowych
  • 12 suszonych pomidorów
  • 3 łyżeczki drobno posiekanego szczypiorku
  • 3 łyżeczki drobno posiekanej bazylii (użyłam mrożonej)
  • kilka kropel oliwy o smaku peperoncino (opcjonalnie; można dać szczyptę sproszkowanej ostrej papryczki)
  • 2 łyżki gorącej wody (z gotowania makaronu)
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie
Pomidory odsączyć z oleju na kuchennym ręczniku papierowym, a następnie pokroić w cienkie paski.
Rozgrzać małą patelnię i uprażyć na niej (na sucho) płatki migdałowe, aż staną się złociste, ale nie będą przypalone. Odstawić na bok.
Do miski włożyć ricottę, suszone pomidory, szczypiorek, bazylię i gałkę muszkatołową.
Dolać parę kropel ostrej oliwy (jeśli używamy), następnie posolić, popieprzyć i wymieszać. Ostawić na bok w temperaturze pokojowej.
W garnku zagotować wodę na makaron. Gdy zacznie wrzeć, dodać 2 łyżki soli i wrzucić fusilli. Ugotować al dente - ok. 2 minuty krócej niż napisano na opakowaniu.
Do mieszanki serowej dodać gorącą wodę i wszystko dokładnie wymieszać.
Makaron odcedzić i przełożyć z powrotem do garnka.
Dodać mieszankę serową i delikatnie wymieszać z makaronem.
Przełożyć na talerze i posypać uprażonymi płatkami migdałów.

Smacznego!



wtorek, 12 lutego 2013

Jak smakują Dolomity...

Powroty do szarej rzeczywistości są trudne... Zwłaszcza, jeśli wraca się z Włoch. Ostatni tydzień spędziłam w cudownej Italii, a dokładnie na pięknych stokach w samym sercu Dolomitów. Val di Fassa to raj na ziemi - puste stoki, pełno śniegu, piękna pogoda i znakomita kuchnia. I właśnie dolomickim potrawom poświęcam pierwszy post po przerwie.

Val di Fassa leży na północy Włoch w regionie Trydent-Górna Adyga. Kuchnia tych okolic łączy w sobie elementy powszechnie kojarzone z typowymi włoskimi potrawami z elementami charakterystycznymi raczej dla kuchni austriackiej. W efekcie restauracyjne menu obfitują w ciekawe potrawy wśród których każdy - zarówno zatwardziały mięsożerca, jak i miłośnik dań bezmięsnych - znajdzie coś dla siebie.

Ja należę raczej do tej drugiej kategorii, choć przyznam, że nawet na mnie widok tagliere ladino - "deski ladyńskich dobroci" - robił wrażenie. Wprawdzie ze znajdujących się na niej wędlin próbowałam tylko cieniutkiego prosciutto crudo (uprzednio pozbawiając szynkę pasków białego tłuszczu), ale wszyscy inni zachwycali się każdym rodzajem mięsiwa. Ja natomiast zajadałam się formaggi - roladkami z sera koziego oraz innymi regionalnymi serami, których nazw niestety nie znam, a także marynowanymi grzybkami leśnymi. A wszystko to zagryzane moimi ukochanymi paluszkami grissini.


Po antipasti czas na dania główne (w tym miejscu mieszają się primi i secondi). Właśnie tutaj najlepiej widać niezwykłe bogactwo dolomickiej kuchni. Dla mnie - miłośniczki makaronów, klusek, pierogów, ryżu i kasz, w dodatku mającej problemy z podejmowaniem decyzji - codzienny wybór dania był bardzo trudny... Siedem kolacji to zdecydowanie za mało, żeby spróbować każdego dania, które w karcie brzmiało tak apetycznie. Podróżowanie w grupie na szczęście ułatwia kosztowanie różnych potraw - wszystkie widelce wędrują przez stół ponad talerzami, każdy próbuje nadziać kawałek dania swojego współbiesiadnika (który nierzadko broni się przed intruzami własnym widelcem) i w rezultacie ma się szerszy ogląd na różne potrawy. 

Dzięki temu udało się nam zamówić wszystkie trzy dania z grupy primi piatti direttamente dalla cucina della nonna, czyli prosto z babcinej kuchni. Były to trzy różne wariacje na temat dużych klusek. Jedna z wersji to canederli di patate al cuore di formaggio con concasse di pomodoro e basilico - dwie okrągłe kluchy przygotowane na bazie ziemniaków i nadziane ciągnącym się serem, podane na salsie ze świeżych pomidorów z bazylią. Drugie danie nazywało się "tre canederli" i składały się na nie trzy różne canederli: ze szpinakiem, speckiem i serem. Podobno kula szpinakowa biła na głowę pozostałe, podczas gdy kluska ze speckiem wypadła najsłabiej. Ja natomiast byłam w stu procentach zachwycona swoim wyborem, czyli gnocchi di polenta ripieni di formaggi caprini, pomodoro e ricotta affumicata. Pod pięknie brzmiącą nazwą kryły się dwie duże kluski z polenty nadziane kozim serem i ricottą, podane z sosem pomidorowym, rukolą i bułką tartą. Idealne połączenie smaków! Mimo iż zamawiałam je dwa razy i starałam się dokładnie przeanalizować każdy kęs, nie jestem pewna, czy uda mi się je odtworzyć w domu... Ale na pewno będę próbować!


Jeśli chodzi o potrawy mięsne, to ulubioną pozycją w menu było danie rosticciata di contadino, czyli jednogarnkowe danie na bazie mięsa i ziemniaczanych talarków, z grzybami i cebulą, podane na żeliwnym gorącym talerzu. Fani ciężkich, treściwych dań zajadali ten "wiejski talerz" z wyrazem zachwytu na twarzy. Ochy i achy zebrały również: cielęcina podana w towarzystwie szpinaku i placków ziemniaczanych z kminkiem, piatto del montanaro z topionym serem, jajkiem sadzonym na specku, i podsmażanymi ziemniakami oraz duszony schab podany z ciepłą (!) sałatką z ziemniaków i jabłek. Powyższe dania to nie moje smaki, więc nie zdecydowałam się ich spróbować. Zjadłam natomiast roladkę z surowego mięsa nadziewaną farszem serowym z rukolą podaną na sałatce z marchewki - i tutaj mogę z czystym sumieniem powiedzieć: buonissimo!


Inne dania, na które warto zwrócić uwagę to m.in. spaghetti di matt con carbonara vegetariana - bardzo dobra pasta, przygotowana zupełnie inaczej niż moja wersja carbonary wegetariańskiej, bo bez dodatku groszku, za to z drobno siekaną marchewką, szczypiorkiem i szalotką. Ciekawym, choć "niewyględnym" (i podobno dość specyficznym pod względem smaku) daniem był makaron tagliatelle barwiony jagodami w sosie mięsnym z sarniny, z kawałkami wędzonej ricotty. Na pochwałę zasłużył świeży grillowany pstrąg (trota). Mnie bardzo smakowała sałatka z plastrami wędzonej piersi z gęsi podana z orzechami włoskimi, pomidorkami koktajlowymi i cieniutkimi jak papier plastrami jabłek. Lekka i idealnie skomponowana potrawa.


Hitem wyjazdu (ogłoszonym niemal jednogłośnie) zostało natomiast spaghetti con le cozze przygotowane na nasze specjalne zamówienie. To danie stanowi najlepszy dowód na to, że dobre frutti di mare można zjeść nawet z dala od morza (zarówno pod względem odległości, jak i wysokości - Pozza di Fassa leży na wysokości ponad 1400 m). I choć uważam, że moje spaghetti z mulami jest niczego sobie, to wersja przygotowana przez cuoco Massimo z Ristorante Vidor jest dla mnie obecnie wzorem do naśladowania (pierwsze próby zamierzam podjąć już niebawem).


Zakończenie nieprzyzwoicie smacznych kolacji nieodmiennie stanowiło espresso. Chyba nigdy nie przestanę się dziwić (i smucić), jak to jest możliwe, że we Włoszech kawa wszędzie i zawsze jest perfekcyjna... A co jest najlepszym towarzyszem idealnej kawy? Oczywiście idealne tiramisu! Nie jestem w stanie zliczyć, ile porcji tego deseru próbowałam w swoim życiu. Czasem trafiałam na wersje zupełnie niezjadliwe, często na dobre, niekiedy na wspaniałe. Tiramisu z poniższego zdjęcia to król wszystkich tiramisu. Doskonałe pod każdym względem - słodkości, konsystencji, nasączenia kawą... Tiramisu całego świata, patrzcie i uczcie się!


Warto zaznaczyć, że w regionie Trydent-Górna Adyga smakowite przysmaki można spotkać również w rifugi na stokach narciarskich. I tutaj także działa zasada "dla każdego coś miłego". Bardzo wygłodniali narciarze mogą przebierać w różnych pastach, panini i zupach oraz spróbować charakterystycznej dla północnych Włoch polenty - potrawy z mąki kukurydzianej w formie półpłynnej kaszy lub grillowanych placków, podawanej z różnymi dodatkami. Wielbicielom grzybów polecam wersję polenta alla boscaiola, czyli polentę pod kołderką z duszonych leśnych grzybów. Narciarze pragnący podnieść poziom cukru mogą natomiast wzmocnić się gorącą czekoladą, przeróżnymi ciastami lub zamówić Germknödel - gotowany na parze drożdżowy pampuch nadziewany powidłami śliwkowymi, polany ciepłym sosem waniliowym i posypany zmielonym makiem. 
Dla mnie niezmiennym elementem dnia, punktualnie o 9.30 było cappuccino. Niezmiennym i niezmiennie idealnym.


A czym narciarze rozgrzewają się na dolomickich stokach? Grzane wino jest pyszne, grappa marakujowa wspaniała, ale dla mnie istnieje tylko jedno lekarstwo na mróz: bombardino! Jest to podawany na gorąco napój alkoholowy będący mieszanką ajerkoniaku i brandy (lub rumu). Najczęściej podaje się go z bitą śmietaną, jednak ja zawsze proszę o wersję senza panna - moim zdaniem słodka śmietana jest zbyt mdła i zabija smak bombardino. W tym roku zakupiłam gotową mieszankę do przygotowania bombardino w domu. Obawiam się jednak, że pite z dala od zaśnieżonych stoków nie będzie smakowało tak samo...


Na koniec pochwalę się pamiątką z wyjazdu - książką kucharską z przepisami tradycyjnej kuchni dolomickiej! Wprawdzie wszystkie przepisy są po włosku, ale cóż... ja lubię wyzwania. 


Podsumowując ubiegły tydzień: amo l'Italia, amo le Dolomiti! Szkoda tylko, że po całym pobycie i mimo przejechania 258,8 km na nartach w ciągu sześciu dni nie bardzo mam ochotę wejść na wagę... ;)

piątek, 1 lutego 2013

Spaghetti alla carbonara al salmone


Makaron z sosem carbonara to włoska klasyka. Oczywiście podstawowym składnikiem tradycyjnej wersji dania jest suszony boczek pancetta. Ja jednak bardzo lubię eksperymentować i zastępować pancettę innymi składnikami. Na blogu przedstawiałam już przepis na bucatini alla carbonara vegetariana, gdzie głównym składnikiem był zielony groszek. Tym razem prezentuję carbonarę rybną, w której króluje wędzony łosoś.
Tym przepisem żegnam się przed krótką przerwą. Po powrocie można spodziewać się kolejnego "podróżniczego" posta, tym razem smakującego... Włochami!
Ci vediamo dopo!

Składniki na dwie porcje
  • 200 g makaronu spaghetti
  • dobre jajka: 2 duże lub 3 mniejsze lub 2 jajka i 1 żółtko
  • 2 łyżki startego parmezanu
  • 1 szalotka
  • 100 g wędzonego łososia
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • pół pęczka natki pietruszki
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie
W garnku zagotować wodę na makaron. Gdy zacznie wrzeć, wsypać 2 łyżeczki soli i wrzucić makaron.
Łososia pokroić na mniejsze kawałki.
Szalotkę drobno pokroić.
Natkę pietruszki posiekać.
Na małej patelni rozgrzać oliwę. Na średnim ogniu zeszklić na niej szalotkę. Dodać łososia i wymieszać. Odstawić na bok.
W dużej misce umieścić jajka, starty parmezan, natkę pietruszki (odrobinę odłożyć do dekoracji), sól i pieprz. Z solą trzeba uważać, bo łosoś jest słony. Wszystko dokładnie wymieszać trzepaczką, żeby powstała w miarę jednolita masa jajeczna.
Ugotowany makaron odcedzić na sitku. Wrzucić z powrotem do garnka. Dodać łososia z cebulką i wszystko dokładnie wymieszać.
Makaron z łososiem dodać do masy jajecznej i natychmiast dokładnie wymieszać (tak jak w tym przepisie).
Podawać od razu, posypane odrobiną świeżo zmielonego pieprzu i natką pietruszki oraz ewentualnie startym parmezanem.

Smacznego!